Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kampania wyborcza - kiedyś i dziś

Treść

Mija trzydzieści lat od pierwszych wolnych wyborów prezydenckich w Polsce po upadku komunizmu. Na przestrzeni lat zmieniły się nie tylko obietnice wyborcze, ale również formy prowadzenia kampanii.

Na początku lat 90. oferta medialna była niewielka. Kandydatów na prezydenta często poznawaliśmy osobiście.

– Tzw. kampanie outdoorowe, czyli „drzwi w drzwi”. Kandydaci lub ich przedstawiciele chodzili po prostu i pukali do drzwi, rozdawali ulotki – przypomniał politolog Bartosz Brzyski.

Organizowane były także publiczne polityczne wiece.

– Pamiętamy wiece szczególnie Lecha Wałęsy i to na nich przecież zbudował swoją rozpoznawalność – wspominał politolog.

Trzydzieści lat temu Lech Wałęsa przekonywał tysiące wyborców na trybunach Hali Arena w Poznaniu, by oddali na niego głos.

– Każdy z was, ja chcę wam to udowodnić, że każdy z was w układzie demokratycznym, wtedy kiedy będzie miał rację, nawet jeśli będzie to tylko elektryk, ma szansę być prezydentem. To ja wam udowadniam – mówił wówczas Lech Wałęsa.

Wtedy Wałęsa wygrał wybory. Ale pięć lat później, gdy telewizja stała się bardziej powszechna, a oko kamery rejestrowało każdy, nawet najmniejszy błąd, Wałęsa poniósł porażkę.

– Pan wszedł jak do obory – „ani be, ani me, ani kukuryku” – tak zwrócił się do Aleksandra Kwaśniewskiego Lech Wałęsa.

Debaty polityczne zagościły w telewizji na stałe. Ta pomiędzy Kwaśniewskim a Wałęsą przekreśliła polityczną przyszłość tego ostatniego. Dwadzieścia lat później w starciu z Andrzejem Dudą poległ Bronisław Komorowski, który kampanię rozpoczynał z poparciem w granicach 70 proc.

– Jeżeli tu się nie stanie coś, czego ja w ogóle nie jestem w stanie przewidzieć, że Komorowski po pijanemu na pasach przejedzie niepełnosprawną zakonnicę w ciąży, to oczywiście, że będzie prezydentem –  zapewniał Adam Michnik, redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”.

Taka arogancja zgubiła Bronisława Komorowskiego wspieranego w kampanii przez Adama Michnika i „Gazetę Wyborczą”. Sympatykom Platformy nie było do śmiechu w dniu ogłoszenia wyników. Wygrał początkowo mało znany kandydat Prawa i Sprawiedliwości. Zdecydowały o tym m.in. wpadki Komorowskiego, takie jak ta w japońskim parlamencie. Podobne nagrania krążyły po internecie. To właśnie nowe media zaważyły na wyniku. Andrzej Duda jako pierwszy polityk w Polsce szeroko wykorzystał w swojej kampanii wyborczej internet i media społecznościowe.

– Badacze potwierdzają, że to one były tym języczkiem u wagi, które zdecydowały o wygraniu tej, a nie innej kandydatury – zaznaczyła medioznawca dr Hanna Karp.

Dziś, w dobie epidemii, zniknęło wiele dotychczasowych form prowadzenia kampanii wyborczych. Nie ma już spotkań w terenie ani fizycznego udziału kandydatów w studiu telewizyjnym. Pozostał internet i media społecznościowe. To najlepiej świadczy o ich sile.

– Ale zwłaszcza, gdy mamy na myśli wyborców młodszych. Dlatego, że wyborcy dojrzalsi – ci, którzy mają dłuższą pamięć – ciągle jednak korzystają z mediów tych klasycznych, tzw. mediów linearnych – zwróciła uwagę dr Hanna Karp.

Pewne rzeczy pozostają bowiem niezmienne. Choćby suflerzy kandydatów Platformy Obywatelskiej.

TV Trwam News

Żródło: radiomaryja.pl, 10

Autor: mj

Tagi: wybory prezydenckie